Z przystani na Koh Tarutao do miejsca zakwaterowania jechaliśmy przez dżunglę, na pace starej i wysłużonej ciężarówki. Gdy po drodze napotkaliśmy ekscentryczną parę, oboje w stylizacji niczym Tom Hanks pod koniec filmu „Cast Away”, okazało się że mieszkają w naszym ośrodku i chętnie skorzystali z podwózki. Już od początku rozmowy przestrzegali nas, abyśmy po przybyciu na miejscu jak najszybciej zorganizowali sobie kija lub procę i zachowali czujność. No i zawsze zamykali szczelnie domek, bo nigdy nie wiadomo kiedy mieszkańcy lasu przyjdą i będą próbować wedrzeć się do środka…
Choć Tajlandię co roku zalewają ogromne rzesze turystów z całego świata i coraz więcej cichych niegdyś zakątków zmienia się w imprezownie i turystyczne cepelie nastawione na zdzieranie z przyjezdnych każdego grosza, to wciąż są jednak w tym kraju miejsca dziewicze, piękne i dalekie od komercyjnego szału. Takim miejscem z pewnością jest Park Narodowy Tarutao i jego największa wyspa, Koh Tarutao. Jest to jedno z najspokojniejszych i najbardziej wyczilowanych miejsc jakie kiedykolwiek odwiedziłem i z pewnością przypadnie do gustu osobom szukającym pięknej przyrody i oderwania od rzeczywistości. Nie przypadkiem kręcono tu kiedyś tajską wersję reality show „Survivors”, czyli programu o rozbitkach na bezludnej wyspie. Na wyspie znajdowało się kiedyś również odseparowane od świata więzienie.
Park ten położony jest na południu Tajlandii, blisko granicy z Malezją, rzut beretem jest stąd choćby na popularną Langkawi. Oprócz Taruato w okolicy znajduje się choćby równie piękna Koh Adang czy bardzo popularna i w już zupełnie innym klimacie Koh Lipe. Na Tarutao dostać się można przede wszystkim łodzią z przystani w Pak Bara skąd wypływają również statki na Lipe. Do Pak Bara dojechać można busikiem choćby z Trangu, Krabi, Koh Lanta czy wielu innych miejsc Tajlandii. Statek z przystani w Pak Bara na Koh Tarutao płynie około 30 minut i w sezonie wypływa kilka razy dziennie. Należy jednak pamiętać, że Park Narodowy Taruato najlepiej odwiedzać w sezonie turystycznym, gdyż w miesiącach letnich (polskiego lata) może być problem zarówno z transportem jak i park może być zamknięty dla turystów. Ale najlepiej orientować się w tym zakresie indywidualnie w zależności od planowanego terminu wyjazdu.
Koh Tarutao to wyspa będąca w całości parkiem narodowym, a co za tym idzie opcje noclegowe są mocno ograniczone. Zakwaterowanie i wyżywienie możliwe jest w ramach kilku rządowych kempingów zarządzanych przez parkowych strażników. Nocować można w tanich i porządnych domkach różnego rodzaju, pawilonach wieloosobowych lub w namiocie (wypożyczonym na miejscu lub własnym). Rezerwacja domków możliwa jest poprzez rządową stronę http://www.dnp.go.th (z Polski rezerwacja i jej opłacenie praktycznie niemożliwe) lub poprzez biura parku na miejscu. Najprościej przyjechać jest na przystań w Pak Bara, gdzie znajduje się biuro rezerwacji i tam załatwić i opłacić noclegi.
Wyspa jest duża, ale główne opcje noclegowe są w zasadzie dwie. Pierwsza to obóz Pante Malaka znajdujący się przy głównej przystani na wyspie. Jest to większy i bardziej rozwinięty kemping, położony na sporym obszarze. Możemy wybierać wśród różnego rodzaju domków lub rozbić namiot, a oprócz restauracji jest też nawet sklepik. Oprócz tego znajdują się tutaj zabudowania administracyjne parku, ładnie utrzymany teren zielony i co oczywiste, piękna plaża. Choć jest to większy z ośrodków, to podobnie jak na całej wyspie panuje tu cisza i spokój, a spotkanie drugiego człowieka czasami nie jest takie proste.
Druga z opcji noclegowych to zatoka Ao Molae i to właśnie tam zdecydowałem się zamieszkać i spędzić kilka nocy. Jest to miejsce położone kilka kilometrów od głównej przystani i to właśnie tam wiozła nas ciężarówka opisana we wstępie do tego wpisu. Przy pięknej, szerokiej i bardzo długiej plaży znajduje się rząd murowanych domków, miejsce dla namiotów z sanitariatem, skromna knajpa i to by było na tyle. A wokół dżungla, morze i żadnej cywilizacji. Prąd z agregatu włączany jest na kilka godzin dziennie, a na terenie ogromnej zatoki zazwyczaj przebywa kilka czy kilkanaście osób.
Teren ten ma swych rdzennych mieszkańców, których często łatwiej spotkać niż ludzi i to właśnie przed nimi ostrzegali nas napotkani na drodze turyści. A mieszkańcami tymi są duże stada ciekawskich małp, stacjonujące w dżungli i w okolicznych zaroślach. Już przed przyjazdem w to miejsce słyszałem o grupach małp zamieszkujących rejon zatoki Ao Molae, a internet ostrzegał przed często natrętnymi i czasem agresywnymi zwierzakami. I prawdę mówiąc stanowiło to dla mnie raczej zachętę do odwiedzin, gdyż liczyłem na możliwość podziwiania z bliska lokalnej przyrody.
Małp rzeczywiście na miejscu jest sporo, niemniej opowieści o ich agresji czy natręctwie są mocno przesadzone i w moim odczuciu mijają się z prawdą. Zwierzaki trzymały się na dystans, a na każdą próbę zbliżenia się w ich kierunku reagowały natychmiastową ucieczką. Być może to efekt spotkań z procą i kijem, jednakże małpy nie tylko nie stanowiły zagrożenia, a wręcz ciężko było się do nich zbliżyć i je obserwować. Wyjątkiem była grupka turystów, która przywiozła ze sobą na wyspę zapas owoców i małpy faktycznie zachowywały się w stosunku do nich bardziej śmiało i kombinowały jak by tu zwędzić trochę jedzenia. Jeżeli jednak nie trzymamy jedzenia w domku, zupełnie nie ma się czym stresować.
Dobrą okazję do obserwacji tych przezabawnych stworzeń mieliśmy natomiast podczas spaceru ścieżką przez dżunglę. Natrafiliśmy na spore stado zwierzaków, które na swoim terytorium czuło się dużo pewniej niż na terenie ośrodka. Choć początkowo nieufne i płochliwe, gdy tylko przyzwyczaiły się trochę do naszej obecności zaczęły zachowywać się zupełnie swobodnie i była to doskonała okazja aby przyjrzeć im się z bliska.
Oprócz małp wyspa oferuje oczywiście więcej atrakcji. Jedną z nich są piękne, długie, szerokie i puste plaże. Choć woda nie jest może aż błękitna jak choćby na Koh Adang, to jednak zatoka Ao Molae z pewnością robi wrażenie. Woda jest czysta, choć lekką zmącona, przez co snorkeling raczej nie należy do spektakularnych, zwłaszcza że miejscowa rafa również nie powala. Oprócz leżenia na plaży można udać się na jeden z licznych trekkingów przez prawdziwie dziką dżunglę, wypożyczyć rowery terenowe, zobaczyć wodospady i jaskinie czy popływać na kajakach.
Jedyną opcją wyżywienia na Ao Molae (oprócz gotowania we własnym zakresie oczywiście) jest mała knajpka otwierana w porach posiłków. Choć wygląda niepozornie, a po dachu skaczą małpy, to jednak można tam smacznie i w rozsądnych cenach zakosztować przysmaków tajskiej kuchni. Menu jest dość ograniczone, ale z głodu nie umrzemy. Mi szczególnie do gustu przypadła zupa Tom Kha z owocami morza, którą zamawialiśmy w dużej wazie. Za cenę za którą w turystycznych miejscach otrzymujemy miseczkę tej zupy, na Tarutao serwowano wazę przepysznej Tom Kha, pełnej lokalnych warzyw i przypraw, ryb, krewetek i kalmarów. Palce lizać!
Nocowaliśmy w porządnym, murowanym i całkiem ładnym domku z łazienką, położonym tuż przy plaży. Doba kosztuje zaledwie 600 THB, a że rezerwowaliśmy go na kilka nocy i w środku tygodnia to dodatkowo został nam naliczony jakiegoś rodzaju rabat i za nocleg płaciliśmy zaledwie 480 THB, czyli ok. 50 zł 🙂 Więc był to jeden z naszych najporządniejszych, a jednocześnie najtańszych noclegów na tajskich wyspach. Świetna opcja zarówno aby poczytać książkę przy szumie morza, jak również by podziwiać spektakularne zachody słońca nad Morzem Andamańskim z krzesełka przed domkiem.
Podsumowując Koh Taurato to z pewnością nie jest miejsce dla wielbicieli imprez, natomiast jest to świetna opcja dla osób szukających ciszy, spokoju, oderwania od rzeczywistości i bliskiego kontaktu z przyrodą. Piękne plaże, wszechobecna natura, tanie noclegi, smaczne jedzenie i kilometry plaż tylko dla siebie. Czego chcieć więcej?