Morze jest niespokojne i pierwszy raz w życiu podczas snorkelingu mdli mnie od kołysania fal. Gdy wskakuję z łodzi do wody, jest mi niedobrze i lekko kręci mi się w głowie. Bez większych nadziei przebijam się przez fale i płynę, biorąc azymut na przybrzeżne skały. Pode mną głębia, a widoczność nie powala. I wtedy pierwszy raz w życiu widzę mantę…

Wiele razy miałem już okazję brać wycieczkach typu „wyprawa na delfiny”, „nurkowanie z krową morską” itp. Z założenia miały być to wyprawy w miejsca, gdzie jest szansa spotkać „dużego zwierza”, którego na co dzień nie jest łatwo zobaczyć. I choć oczywistym jest, że to dzikie zwierzęta i pojawiają się gdzie chcą i kiedy chcą, to jednak nie miałem do tej pory zbyt wiele szczęścia w tym zakresie. Zazwyczaj kończyło się na opowieściach, że akurat wczoraj były delfiny, a krowa morska właśnie tego jednego dnia, gdy nie nurkowałem 😉 Dlatego gdy wybierałem się na „Manta Point” przy wyspie Nusa Penida, nie robiłem sobie zbyt wielkich nadziei…

Miejsce znane jako „Manta Point” jest łatwo osiągalne w ramach wycieczki z Bali. W moim przypadku był to najpierw 40-minutowy transfer busem z Nusa Dua na plażę w Sanur, a następnie ok. 45 minut na łodzi z Sanur do południowych wybrzeży Nusa Penida. Sama wycieczka łódką nie należała do najprzyjemniejszych. Fale były dość duże i mimo że zazwyczaj nie mam żadnych problemów z błędnikiem, tym razem jednak do celu dotarłem już lekko „zielony”, podobnie jak większość osób na łodzi.

To co ujrzałem pod wodą, szybko jednak wynagrodziło mi wszelkie niedogodności! Wokół podwodnej górki, której szczyt znajdował się na głębokości ok. 5-6 metrów, pływała nie jedna manta, ale cała ich grupa! Majestatyczne olbrzymy krążyły blisko powierzchni filtrując plankton, a ja mogłem swobodnie wokół nich pływać i do woli napawać się tym niesamowitym spotkaniem. A pływanie wśród mających ok. 4-5 metrów mant naprawdę robi ogromne wrażenie, zwłaszcza że nic nie robiły sobie z mojej obecności i musiałem wręcz robić uniki żeby na nie wpadać 🙂

Po powrocie na łódkę fale i kołysanie znów o sobie przypomniały, zmuszając mnie do podzielania się z morzem zawartością żołądka. I nie byłem w tym osamotniony 😉 Z ulgą przyjąłem wypłynięcie na spokojniejsze wody, pomiędzy Nusa Penida i Nusa Lembogan, gdzie czekał nas jeszcze jeden przystanek nurkowy. Tym razem była to rafa koralowa i to rafa bardzo przyzwoita! Choć momentami zniszczona, to nie brakowało jednak również dużych powierzchni z bogatym i zdrowym koralem. Świetnie zakończenie jakże udanej wyprawy na manty!